2.08.2016

WendyxRomeo - Niebiańska Księżniczka i syn wieśniaka

 Nie jest to żadna wielka powieść o miłości. Nie wiem nawet jak zacząć. No to może tak...
 W wielkim pałacu Królestwa Fiore mieszkała przepiękna księżniczka imieniem Wendy wraz ze swymi rodzicami. Była piękna i urocza, nic ani nikt nie dorównywało jej urodzie. Książęta pragnęli mieć ją za żonę, poddani poddawali się jej urokowi a wieśniacy z okolicznych wsi zakochiwali się w niej bez pamięci. Było to dla niej w jakimś sensie uciążliwe. Pragnęła być z kimś, kogo pokocha szczerze a nie z przymusu, kto dostrzeże w niej zwyczajną dziewczynę i nie będzie traktował jej po królestwu ze względu na pochodzenie. 
Pewnego ciepłego ranka postanowiła wybrać się na spacer poza murami królestwa. Ubrała jedną ze swych sukni w delikatnym odcieniu różu bez ramiączek, sięgającej jej do kostek i zakrywające całe nogi łącznie ze stopami, na który miała delikatne, płaskie pantofelki. Włosy upięła w wysoki kucyk z tyłu głowy i doczepiła do niego różyczkę. Twarz przyozdobiła delikatnym makijażem. 
Idąc lasem, przez który prowadziła wydeptana ścieżka podziwiała piękno natury i witała się z każdą napotkaną żywą istotą. Podeszła do jednego z drzew i ujrzała ptasie gniazdo. Uśmiechnęła się szeroko. Nagle zawiał mocny wiatr i jej nogi oderwały się od ziemi. Podmuch okręcił się kilka razy wokół niej tworząc w okolicy jej nóg wir wiatru. Zaczęła unosić się coraz wyżej i wyżej. Kiedy była na wysokości gniazda przysiadła na grubszej gałęzi i spojrzała z zainteresowaniem na ptaki.
- Witajcie, ptaszki! - przywitała się z szerokim uśmiechem. Kilka długich minut obserwowała jak mama karmi swoje młode, aż w końcu usłyszała wycie wilka. Zainteresowała się tym i za pomocą wiatru zeskoczyła z drzewa. Rozejrzała się dookoła i ujrzała sarnę, która teraz wpatrywała się w nią z gotowością natychmiastowej ucieczki. - Sarenka! - zawołała niebieskowłosa z podekscytowaniem. Wtedy ujrzała w krzakach dwa czerwone ślepia. To był wilk polujący na sarnę. Od razu uśmiech zszedł z jej twarzy, a w oczach pojawił się strach. Ale nie dlatego, że bała się wilka. To dlatego, że bała się o sarenkę. Postanowiła ją uratować. Uniosła obie dłonie do góry i zamknęła oczy. - O niebiosa, użyczcie mi swojej mocy i pozwólcie pomóc potrzebującym! - powiedziała poważnym głosem. Po tym zawiał mocny wiatr, który poruszył wszystkie liście na drzewach, kwiaty, krzaki i każdą możliwą roślinność znajdującą się w lesie. Mocny wicher wykurzył z zarośli wilka, a ten przerażony uciekł w popłochu. Zdezorientowana sarna poszła w jego ślady i pobiegła w stronę łąki, na którą prowadził las. - Zaczekaj na mnie! - zaśmiała się Wendy i z wiatru stworzyła skrzydła, dzięki którym wzbiła się w powietrze i w mgnieniu oka dogoniła zwierzę. W jednej chwili znowu znalazła się na ziemi, lądując plecami w trawie i śmiejąc się przy tym szaleńczo. Kiedy już przestała się śmiać podniosła się do siadu i ujrzała niedaleko dwóch mężczyzn... to znaczy, mężczyznę i prawdopodobnie jego syna, którzy pracowali w polu. - O, ktoś tutaj jest! - wstała i szybkim krokiem ruszyła w stronę pracujących wieśniaków. Pierwszy dojrzał ją chłopiec mniej więcej jej wzrostu, o fioletowych włosach w czerwonej kamizelce, zielonych spodniach i z pomarańczowym szalem.
- Tato, jakaś dziewczyna... - mruknął patrząc z zaciekawieniem na Wendy. Kiedy mężczyzna obrócił się w jej stronę posłała im promienny uśmiech.
- R-Romeo, to księżniczka królestwa Fiore! - zawołał poddenerwowany, pośpiesznie otrzepując się z kurzu. Jego syn popatrzył na niego z dezorientacją i mrugnął kilka razy, jakby nie rozumiał co jego ojciec powiedział.
- Księżniczka? - powtórzył. Z powrotem skierował wzrok na niebieskowłosą, której nie schodził z twarzy uśmiech. - Wygląda jak normalna dziewczyna. - dodał, po czym oberwał w łeb od swojego taty.
- Przepraszam, księżniczko! Mój syn jest źle wychowany! - zaśmiał się starszy mężczyzna i podrapał po policzku.
- Pff... - prychnął Romeo i odwrócił naburmuszony głowę.
- Wybacz mi, pani. Nie przedstawiłem się. Nazywam się Macao Conbolt, a to mój syn Romeo. Jesteśmy prostymi wieśniakami mieszkającymi niedaleko. To, na czym stoisz to nasze pole uprawne. - pokazał dłonią zaoraną ziemię, a potem wskazał jeszcze kilka innych, dość dużych pół. 
- Naprawdę pracujecie na wsi? Czy to ciężka praca? Lubicie ją? Jak to się robi? Czy nauczylibyście mnie pracować w polu? - pytania wystrzeliły z jej usta jedno po drugim. Macao zaniemówił, a Romeo spojrzał na nią zdziwiony.
- Ale przecież księżniczki nie mogą pracować w polu. - odezwał się chłopak. Wtem Wendy straciła cały swój zapał. 
- Może chciałabyś przyjść i napić się z nami herbaty, pani? Co prawda nie mamy luksusowych warunków czy wykwintnego jedzenia, jednak z miłą chęcią cię ugościmy. - zaproponował posiwiały już mężczyzna. 
- Oczywiście, będzie mi bardzo miło! - księżniczka zgodziła się od razu. Wieśniacy spakowali tylko potrzebne do uprawy roli narzędzia i inne przybory, po czym wraz z dziewczynką ruszyli do ich domu. Była to niewielki domek stojący na skraju lasu, obok był mały ogródek z warzywami, a przed domem był ganek ze stołem i dwoma krzesłami. Na jednym z nich leżał mały, kremowy kot. Pod gankiem natomiast leżał czarno-biały pies z jedną brązową plamką na oku. W środku domek był całkiem przytulny. Po prawej stronie przy drzwiach stała kuchenka i niewielki blat a na ścianie wisiały półki z różnymi produktami. Obok blatu stała lodówka, na której postawiony był zegar w kształcie krasnoludka. Po lewej pod ścianą znajdował się stół, przy którym były trzy krzesła, a obok był piec, który służył im zapewne w zimie. Dalej stała szafka z małym telewizorem, a na przeciwko niej kanapa. Za telewizorem były schody, które najprawdopodobniej prowadziły do sypialni i łazienki. - Dziękuję wam bardzo za gościnę. - powiedziała Wendy i razem z Romeo zdjęła swoje pantofelki. 
- Nie musisz dziękować. Mój tata jest strasznie gościnny. - odpowiedział fioletowowłosy i odsunął jedno z krzeseł by dziewczyna mogła usiąść.
- Dziękuję. - uśmiechnęła się do niego i usiadła na krześle. Romeo usiadł obok, a jego tata zajął się parzeniem herbaty. - Podoba mi się wasz domek. Jak długo tutaj mieszkacie? - spytała niebieskowłosa.
- Moi rodzice mieszkali tutaj zanim się urodziłem.
- A gdzie twoja mama? - na to pytanie jego mina zrzedła.
- Zmarła kiedy się urodziłem. Nie zniosła porodu. - wytłumaczył. Macao stanął nad zaparzoną herbatą i pozwolił, by para ulatująca ze szklanek uderzała nieprzyjemnie w jego twarz.
- O jejku, bardzo przepraszam! Ja nie... - nie zdążyła dokończyć, ponieważ Romeo jej przerwał.
- Nie ma sprawy! To było dawno. Już przywykłem, że jej z nami nie ma. - siwowłosy mężczyzna uśmiechnął się do siebie i zaniósł herbatę do stołu. Usiadł na wolnym miejscu obok Wendy.
- Wybaczcie, że tak wypytuję. Nie powinnam. W końcu to nie moja sprawa. - westchnęła i spuściła głowę.
- Ależ księżniczko, nie zamartwiaj się! - zawołał Macao. Postawił jej herbatę przed nią i dotknął dłonią jej ramienia. - Wszystko w porządku, nie musisz się smucić! - dodał z troską w głosie. 
- Mimo wszystko nie powinnam interesować się czyimś życiem. Przepraszam. - zacisnęła palce na swojej sukience. Zamknęła oczy czując, jak zbierają się w nich łzy. Poczuła wtedy czyjeś ciepło na swojej dłoni. Otworzył niepewnie oczy i ujrzała rękę Romeo, która ściskała jej dłoń. Przeniosła swoje spojrzenie na chłopaka i zobaczyła, że ten się uśmiecha.
- Wendy, nie martw się. Mówienie o mojej mamie wcale nie sprawia mi bólu. Może i jest mi przykro, ale nie mogę do końca życia rozpaczać z powodu straty kogoś bliskiego. Bardzo cierpiałem jedynie na początku. Teraz już jest dobrze. Mam jeszcze tatę, a póki jest przy mnie nie martwię się, że czegoś mi zabraknie. Nie martwię się, że zostanę sam. - powiedział to wszystko z taką pewnością w głosie, że niebieskowłosej aż zabrakło słów. Jego ojcu aż łzy zebrały się w oczach.
Tego dnia Wendy spędziła miło czas razem z Romeo i jej ojcem. Bawiła się z chłopakiem na dworze, pokazał jej Cezara (swojego kota) i Hikkaru (swojego psa), opowiedział jej jak się uprawia warzywa w ogrodzie, jak zaorać pole i co robić by plony szybciej urosły, a ona nadal nie miała dość i wszystkiego słuchała z niebywałym zaciekawieniem. Temu wszystkiemu natomiast przyglądał się Macao i był bardzo wzruszony. Jego syn pierwszy raz od bardzo dawna tak bardzo się otworzył na drugą osobę. Miał nadzieje, że tak już będzie zawsze...
 Następnego dnia Wendy wstała bardzo wcześnie. Wyciągnęła z szafy fioletową sukienkę do kolan i czarne pantofelki. Ubrała się szybko i spięła włosy w wysoki kucyk z boku. Doczepiła do niego fioletową kokardę i wybiegła z pałacu kierując się biegiem ku bramie królestwa. Wybiegła poza mury i tą samą drogą co poprzedniego dnia popędziła najszybciej jak potrafiła do domu Macao i Romeo. Biegnąc łąką zobaczyła ich jak pracują ciężko w polu. Fioletowowłosy widząc ją uśmiechnął się szeroko do siebie.
- Cześć Wen... - nie dokończył bo dziewczynka rzuciła mu się na szyję i mocno do niego przytuliła.
- Witaj Romeo! - zaśmiała się z promiennym wyrazem twarzy.
- Cz-czekaj, jestem brudny! - jęknął zdziwiony, ale niebieskowłosa nie miała zamiaru go puścić. Po chwili jednak zwolniła uścisk, zostawiając jednak ręce zarzucone na jego szyi.
- Mam nadzieje, że wam nie przeszkadzam. - powiedziała z uśmiechem.
- Nie.. to znaczy, eee.. teraz pracujemy z tatą, ale.. - jąkał się i plątał we własnych słowach. Podrapał się nerwowo ręką po głowie.
- Rozumiem, postoję z boku i popatrzę jeśli to nie problem. - odeszła od chłopaka trochę na bok i posłała jego tacie szeroki uśmiech.
- Ależ skąd księżniczko, przychodź do nas kiedy chcesz! - zawołał Macao ze śmiechem i wrócił do przerwanej wcześniej pracy. Romeo uczynił to samo. Wendy stała z boku i obserwowała z wielką ciekawością. Tak minęły prawie trzy godziny, a dziewczyna nawet nie była znudzona. Poszli wszyscy razem do domu Romeo i Macao śmiejąc się przy tym głośno i rozmawiając.
Będąc na miejscu Romeo razem z Wendy poszli do ogródka z warzywami. Razem podlewali, użyźniali ziemię i sadzili nowe rośliny.
- Na wsi jest naprawdę ciekawie! Szkoda, że mieszkam w królestwie... - westchnęła z rezygnacją niebieskowłosa.
- Co? Nie podoba ci się w zamku? Myślałem, że to super życie! Masz wszystko co chcesz i nie musisz się o nić martwić. - zdziwił się zakopując jedną z dziur, w której były nasiona.
- Nie rozumiesz. Nie mam przyjaciół ani miłości. Rodzice cały czas są zajęci, nie rozmawiam z nimi w ogóle. Nawet nie interesuje ich to, że tu jestem. - wytłumaczyła i podlała zasadzone przez Romeo nasiona.
- Przykro mi. - mruknął zmieszany. Nie wiedział co miał jej powiedzieć, nie był nigdy w takiej sytuacji. Ma obok siebie tatę, który go wspiera i pomaga mu. - Ale, przecież ja jestem twoim przyjacielem. - po tych słowach Wendy spojrzała na niego ze świecącymi oczami. Ujrzał pojedynczą łzę spływającą po jej delikatnym policzku. Rzuciła mu się na szyję i oboje przewrócili się na ziemię. - N-nie płacz, proszę! - zawołał w panice.
- Dziękuję! - usłyszał w odpowiedzi. Wtuliła się w niego i swoimi łzami zaczęła moczyć mu kamizelkę. Jednak przestało mu to przeszkadzać. Objął ją i mocno przytulił, uśmiechając się.
W ten sposób zostali przyjaciółmi, a z każdym kolejnym dniem ich przyjaźń pogłębiała się coraz bardziej. Pewnego dnia Wendy chciała mu pokazać swoją magię. 
- Gdzie idziemy? - zapytał, kiedy szli razem przez las trzymając się za ręce. Posłała mu tylko radosne spojrzenie i przyspieszyła kroku. Nie pytał o nic więcej, postanowił jej zaufać. W końcu dotarli na dużą polanę w środku lasu, otoczona była gigantycznymi drzewami, na których ćwierkały ptaki. Spojrzał na nią z zaciekawieniem i czekał na to, co zrobi. 
- Romeo, chciałabym ci coś pokazać. Ale proszę, nie mów nikomu. To nasza tajemnica, dobrze? - poprosiła, a on przytaknął kiwnięciem głowy. Dziewczynka zamknęła oczy i powoli uniosła ręce do góry. Czekał na rzecz, którą od dawna Wendy chciała mu pokazać. Cały czas zastanawiał się co to może być. Wtedy pod jego stopami zawirował wiatr, unosząc tym samym kilkanaście liści. Wzbiły się w niebo kręcąc się i kręcąc bez ustanku, nie miały chyba zamiaru prędko wrócić na ziemię. Niebieskowłosa nie ruszała się z miejsca. Na jej czole było widać kropelki potu. Była bardzo, ale to bardzo skupiona na tym co robi. 
- Wendy...? - jęknął cicho. Nie wiedział czy wszystko z nią w porządku, a wiatr stawał się coraz silniejszy. W jednej chwili jego nogi oderwały się od ziemi, a jego ciało wzbiło się ku niebu jak ptaku. Na jego plecach utworzyły się gigantyczne skrzydła, która stworzyła Wendy z powietrza. Chwilę później i ona znajdowała się ponad koronami drzew, twarzą w twarz z Romeo.
- Cudownie, prawda? Latanie to świetna sprawa! Możesz być jak ptak i szybować po niebie, a to wszystko sprawia, że...
- Co ty zrobiłaś? - przerwał jej dziwnym głosem. Spojrzała na niego zdziwiona. Widziała, że boi się być na takiej wysokości. Chyba obawiał się, że za chwilę spadnie. Chwiejnie utrzymywał się w pionie, nie potrafił opanować trzęsienia się własnego ciała.
- Ja... ja tylko... - mruknęła, jakby przerażona. Przestraszyła się, że straci chłopaka. Swojego jedynego przyjaciela. I to tylko dlatego, że potrafi posługiwać się magią powietrza. A może on nigdy nie spotkał maga? Może nie wie jak wygląda magia? 
- To jest... niesamowite! - usłyszała nagle jego głos. Spojrzała na niego zaskoczona tym, co powiedział i dostrzegła w jego oczach iskierki radości. Poczuła przyjemne ciepło i ukłucie w żołądku. Nie czuła nigdy czegoś takiego. A kiedy chłopak się uśmiechnął omal nie straciła panowania nad magią i nie spadła w dół. -Jesteś magiem?! - zawołał podekscytowany.
- Hm? Tak! Jestem magiem powietrza! - zaśmiała się, a jej niebieskie włosy zafalowały na wietrze. Wyciągnęła w jego stronę dłoń i czekała aż ten ją chwyci. - Chodź, pokażę ci to wspaniałe uczucie! - na początku nie zrozumiał o co jej chodzi. Niepewnie wyciągnął rękę w jej kierunku, ale w końcu złączył ich dłonie splatając przy tym ich palce. Wtedy skrzydła na ich plecach rozpostarły się, a oni z zawrotną prędkością skierowali się w prawo. Lecąc tak ponad drzewami, polami, miastami, wsiami a nawet królestwami można czuć się wolnym. Wtedy wszystkie twoje uczucia są takie oczywiste. Wiesz, że kochasz, nienawidzisz, czujesz ból, smutek, radość, rozumiesz czego chcesz, rozumiesz własne pragnienia i decyzję i to, czego nigdy nie byłeś w stanie pojąć. Oczy Romeo wyglądały jak dwie małe gwiazdki, wyraz jego twarzy był nie do odgadnięcia jednak Wendy wiedziała wszystko. Rozumiała to. Bo sama czuła to, co on teraz. 
Na koniec postanowiła zrobić trzy salta w powietrzu i wylądować. Tak też się stało. Gdy tylko poczuli grunt pod nogami chłopak zerwał się do biegu z rozpostartymi ramionami, a z jego ust wyrwał się krzyk radości:
- To było niesamowite! Czułem się jak ptak! Kiedy szybowaliśmy ponad tymi wszystkimi drzewami, ja... nie potrafię tego nawet opisać! Tyle uczuć, emocji... niesamowite! - roześmiany rzucił się na trawę. 
- Naprawdę cieszę się, że ci się podobało. - dziewczynka z uśmiechem podeszła do niego i kucnęła obok. On leżał i wpatrywał się w nią z iskierkami w oczach. Widząc ten blask poczuła ciepło w brzuchu. Podniosła się i rozejrzała dookoła. - Wydaje mi się, że jesteśmy niedaleko królestwa. - powiedziała. Romeo wstał i rozciągnął się z zadowoleniem.
- Chcesz wpaść do nas na obiad? - spytał nagle. 
- Mogłabym? - ucieszyła się zaskoczona nagłą propozycją swojego przyjaciela.
- Jasne! - wyszczerzył się i wyciągnął do niej rękę. - Ale musimy się pospieszyć, inaczej nam wystygnie. - dodał.
- Rozumiem, w takim razie chodźmy szybko! - pochwyciła jego dłoń i biegiem ruszyli do domku chłopaka, w którym czekał na nich Macao. Kiedy dotarli na miejsce posiłek już czekał. Zjedli i wyszli na ganek, a tam przysiedli na schodach i zaczęli rozmowę. - Hm, ale jestem zmęczona! - ziewnęła Wendy i przeciągnęła się, po czym przetarła jedno oko dłonią. Oparła głowę o ramię chłopaka i przymknęła delikatnie powieki.
- W sumie zachodzi już słońce, chyba powinnaś wracać. Będą się o ciebie ma... - spojrzał na nią i urwał, ponieważ zrozumiał, że dziewczyna już śpi. Uśmiechnął się lekko i wziął ją na ręce. - Tato! Wendy zasnęła, zaniosę ją do zamku! - zakomunikował i ruszył w kierunku królestwa Fiore. Szedł najkrótszą drogą przez las, aż w końcu dotarł do murów miasta. Przekroczył próg bramy i od razu poczuł na sobie zdziwione spojrzenia kilku przechodni, którzy mieszkali niedaleko i jeszcze nie wrócili do swoich domów. ''Ugh, to chyba nie był dobry pomysł... mogłem ją obudzić...'' - pomyślał zdenerwowany i przyspieszył kroku. Nie zorientował się nawet kiedy znalazł się przed zamkiem. Przełknął głośno ślinę widząc ogromną posiadłość ojca jego przyjaciółki. Wszedł niepewnie na plac od razu powitało go gniewne, a jednocześnie zmartwiona spojrzenie króla.
- Ty! Kim jesteś?! - zawołał gniewnie i wskazał na niego palcem.
- Ja tylko... widziałem We... znaczy się, widziałem księżniczkę śpiącą pod drzewem i nie miałem pojęcia co zrobić! P-Postanowiłem, że przyniosę ją do zamku, żeby nie spała nocą sama w lesie! - zaczął się gorączkowo tłumaczyć. Wzrok władcy jednak nadal był ponury i rozgniewany, a to co powiedział Romeo nie za bardzo go zainteresowało.
- Zabrać moją córkę z rąk tego brudasa! - rozkazał głośno i odwrócił się, wchodząc na wysokie schody prowadzące do środka jego ''domu''. Jeden ze strażników przejął śpiącą Wendy, a drugi wykręcił rękę chłopaka. Zawył z bólu i ugiął się w pół. Został poprowadzony przez całe miasto pochylony, z wygiętą ręką, a na koniec wyrzucony za bramę królestwa. 
- Nie wdzięczny zgred... - mruknął, masując obolałe ramię. Wstał, otrzepał się i ruszył naburmuszony do domu. Tego wieczora kompletnie stracił humor, a będąc już u siebie wziął krótką kąpiel i bez słowa udał się do łóżka. Nie potrafił spać i przewracał się z boku na bok. Zasnął późno w nocy, więc następnego dnia jego tata postanowił dać mu odpocząć.
W królestwie natomiast bardzo wcześnie rano obudziła się mała, wiecznie uśmiechnięta dziewczynka o niebieskich włosach i ślicznych, fioletowych oczkach. Wykonała poranne czynności, spięła włosy w wysoki kucyk, ubrała błękitną sukienkę do kolan i srebrne pantofelki, a później z uśmiechem otwarła drzwi na oścież. Niestety powitał ją widok jej taty.
- Czy coś się stało, ojcze? - złączyła ze sobą dłonie i mocno je ścisnęła, a późnej delikatnie pochyliła się do przodu w geście oddania czci władcy królestwa Fiore.
- Nic takiego, córeczko. - zaczął ochryple, zakaszlał i wszedł do jej pokoju. - Chciałbym wiedzieć tylko, gdzie byłaś wczoraj cały dzień? Nie wróciłaś na obiad. Zresztą to już któryś raz z rzędu. - dokończył i spojrzał na nią rozgniewanym wzrokiem.
- Wybacz ojcze. Tracę poczucie czasu będąc poza murami, w lesie... - wytłumaczyła cicho. 
- Rozumiem. Masz zakaz chodzenia do lasu. - wyminął ją i chciał wyjść.
- Co? Ale jak to?! Nie możesz...! - krzyknęła ze łzami w oczach.
- Jakim tonem odzywasz się do swojego ojca?! - ryknął i nim się zorientował uderzył Wendy w twarz. Złapała się za czerwony, piekący od uderzenia policzek i zacisnęła wargi. - Dałem ci wszystko, co mogłem, a ty w ten sposób odpłacasz się swojemu ojcu oraz królowi tego miasta? - wysapał z wściekłości. Spojrzała na niego jednym, załzawionym okiem, które odsłaniała grzywka. Była w nim nienawiść. 
- Zejdź mi z drogi! - wrzasnęła na całe gardło, a w drzwiach stanęła zmartwiona pokojówka. - Jeśli tego nie zrobisz będę zmuszona, żeby... - nie dokończyła, ponieważ jej ojciec parsknął śmiechem.
- Co mi zrobisz? No co? Nic nie możesz zrobić swojemu ojcu! - po tych słowach poczuł ból, który przeszył jego brzuch i odleciał w tył. Wpadł na pokojówkę i oboje z impetem uderzyli o ścianę.
- Użyję magii... - powiedziała, po czym wybiegła z pokoju i pobiegła w stronę schodów.
- Łapać ją! Nie może uciec! - po tych słowach kilkunastu żołnierzy pobiegło za Wendy. Odpychała każdy atak swoją wietrzną mocą, aż w końcu wybiegła na dziedziniec. Jej oczy ujrzały kilkuset strażników. Ale ona nie poddała się. Użyła zakazanej, podniebnej techniki. 
- Niebiański Smoczy Wir! - nad jej głową zaczął pojawiać się wietrzny wir, który z każdą chwilą stawał się większy i większy. W końcu stał się na tyle duży, że przy nim zamek był malutki. Kiedy uderzyła w ziemię... powstał wybuch, a jasne światło jej ataku rozbłysnęło w całym Fiore. Zdyszana upadła na kolana. Przestraszyła się, że to może być jej limit, ale gdy wyczuła w sobie ostatki magicznej mocy znalazła nadzieję na ucieczkę. Stworzyła wietrzne skrzydła i wzniosła się w przestworza. Przeleciała nad murami i nim jej magia się skończyła doleciała do domku Romeo. Spadła dokładnie na ganek przed ich domem. Cała poobijana leżała na twardych deskach przed drzwiami. Usłyszała, że ktoś zbiega po schodach a potem szybko podbiega do wyjścia i wychodzi na zewnątrz. Był to jej przyjaciel. Spojrzał na nią przerażony i wziął na ręce. Zaniósł na górę i położył w swoim łóżku.
- Co się stało?! - spytał szybko i pochwycił apteczkę. Wyciągnął z niej wodę utlenioną i waciki.
- U-Uciekłam z zamku... walczyłam z żołnierzami mojego ojca... - jęknęła i zakaszlała. 
- Oszalałaś? - poczuł, że do oczu napływają mu łzy. Kilka spłynęło po jego policzku, ale przetarł je. Z wprawą zakładał jej opatrunki na poranione ciało. 
- Musiałam uciec. On... zabronił mi chodzić do lasu... - wymamrotała, a po jej twarzy zaczęły się lać potoki łez. Chłopak od razu ją przytulił.
- To było bezmyślne! Musisz tam wrócić. - powiedział poważnie, chodź głos mu się łamał.
- Zwariowałeś! - odepchnęła go od siebie. Spojrzała na jego twarz i wstrzymała powietrze. Między nimi zapanowała cisza. - Nie chcesz mnie tutaj...? - zapytała szeptem.
- Nie Wendy, wcale tego nie powiedziałem! - zaprzeczył szybko.
- Nie chcesz mnie tu! - wstała z łóżka i zachwiała się, ale utrzymała na nogach. - Wiedziałam! Ty mnie nie chcesz! A ja... ja ci zaufałam! Myślałam, że jesteśmy przyjaciółmi! - krzyczała, trzymając się za brzuch. Stanęła chwiejnie na nogach i uniosła jedną rękę. - Jak możesz...? - wymamrotała i spojrzała na niego zrozpaczonym wzrokiem. Poczuł silny podmuch i odleciał w tył, po czym jego plecy napotkały twardą ścianę. 
- Wendy, uspokój się! - zawołał, ale ona go nie słuchała. Utykając zbiegła po schodach i wybiegła z domku. Pobiegła do lasu. Zatrzymała się przy jednym z drzew i oparła się o jego pień, ciężko oddychając.
- Co mam teraz zrobić? - spytała samą siebie, a z jej oczu znowu poleciało kilka łez. Nagle usłyszała szmer w krzakach. Wystraszyła się i stanęła w pozycji obronnej mimo, że nie miała w sobie już ani krzty magii.
- Kogo my tu mamy? Księżniczkę Fiore! - usłyszała jakiś obleśny, przepełniony jadem głos. Zza krzaków i drzew wyszło kilku chłopaków trochę starszych od niej. Wszyscy mieli na twarzach paskudne uśmiechy, od razu wiedziała czego od niej chcą.
- N-Nie... błagam, zostawcie mnie... - jęknęła i cicho zaszlochała.
- Nie bój się, malutka. Nic złego ci się nie stanie. My tylko trochę się zabawimy! - zaśmiał się chłopak o rudych włosach.
- Nie! - zaczęła biec, ale na jej nieszczęście potknęła się o korzeń wystający z ziemi i przewróciła się z głośnym impetem. Chłopcy szybko ją dogonili. Jeden z nich podniósł ją tak, że uklękła, a potem przystawił kolano do jej pleców i odchylił głowę w tył, ciągnąc ją za włosy. Drugi kucnął przed nią i położył dłoń na jej udzie, po czym powoli wsunął ją pod jej sukienkę. - Nie, błagam, nie! Przestań! Nie chcę! - krzyczała i próbowała się wyszarpać, ale na marne. Zaczęli się obleśnie śmiać i po kolei ją obmacywać lub wkładać ręce pod jej ubranie.
- Dranie! Zostawcie ją. - usłyszeli gdzieś za sobą. Odwrócili się i zobaczyli fioletowowłosego chłopaka. Niebieskowłosa wpatrywała się w niego wielkimi oczami. - Ona jest moja. - na te słowa jej serce szybciej zabiło.
- Romeo... - wyszeptała, a on spojrzał na nią i posłał jej delikatny uśmiech. Wszyscy zaczęli się głośno śmiać, patrząc krzywo na chłopaka.
- I co nam możesz zrobić w pojedynkę? - zakpili. Wtedy, w niesamowicie szybkim tempie, pojawił się naprzeciw jednego z nich i wbił mu swoją pięść w brzuch. Jego ręka płonęła fioletowym ogniem, a w oczach widać było gniew. Wszyscy się na niego rzucili, ale on odpychał z łatwością każdy atak.
- A teraz puścisz ją i oddasz w moje ręce. - zwrócił się do chłopaka, który nadal trzymał Wendy za włosy. - Czy wyraziłem się nie jasno?! - krzyknął, a wtedy ten ją puścił i ze strachu uciekł w las. Pozostali uczynili to samo. Romeo szybko podbiegł do dziewczyny i uklęknął przed nią. Uśmiechnęła się do niego, a on położył delikatnie swoją dłoń na jej policzku.
- Dziękuję, że mnie uratowałeś. - jej głoś drżał, ale przy nim czuła się w pełni bezpieczna. - Czy kiedy powiedziałeś, że jestem twoja... mówiłeś to naprawdę? - spytała cicho.
- Jak mógłbym kłamać? - przytulił ją mocno do siebie. - Zawsze będę cię chronił. Przed każdym złem tego świata. Już do końca naszych dni. - wyszeptał jej do ucha.
- Romeo, chciałabym coś zrobić. - odsunęła się od niego i spojrzała mu w oczy. Zbliżyła powoli swoją twarz do jego i przymknęła delikatnie oczy. Ich usta dzieliły tylko milimetry. W końcu to chłopak to zrobił, pocałował ją. Z nieukrytą przyjemnością oddała pocałunek. Wsunęła swój język pod jego, by te mogły zacząć dziki taniec namiętności. Ich policzki były zarumienione, a oni rozgrzani. Położył ją na plecy i zawisł nad nią, podpierając się na łokciach, które ułożył po obu stronach jej głowy.
- Czekałem na ten moment, Wendy... - wymruczał i pocałował jej szyję. Wplotła ręce w jego włosy i jęknęła cicho. Znowu obdarzył pocałunkami jej usta. Kilka chwil później jego ręce znalazły się pod jej sukienką. To co stało się później było najpiękniejszym wydarzeniem, jakiego w życiu doświadczyli.
I byli ze sobą już do końca ich dni. A on chronił ją, póki nie odeszła na tamten świat.
~*~

No i skończyłam. Pierwszy One-Shot napisany. Mam nadzieję, że lubicie ten parring i spodoba wam się to opowiadanie :) Dziękuję wam, jeśli wytrwaliście do końca i przeczytaliście 'to', haha. 
Tak, no ja jestem dumna, że w końcu 

2 komentarze:

  1. Moim ulubionym paringiem jest nalu, ale ten one-shot bardzo mi się spodobał. Czekam na rozdział.
    Pozdrawiam i wysyłam wenę 😃

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Postanowiłam napisać pierwszego One-Shota o Wendy i Romeo, ponieważ na żadnym prawie blogu jaki czytałam o FT nie było o nich. A z racji, że nie będzie ich w moim ogólnym opowiadaniu to napisałam Osa :)
      Dziękuję i również pozdrawiam ^^

      Usuń