29.01.2016

Rozdział 1

 No to zaczynamy pierwszy rozdział, nie? ;v
Gajeel: Aż się boję co ona tam napiszę... 
Phi!

~*~

 Był już spóźniony do szkoły jakieś pół godziny. Nie usłyszał budzika. Pospiesznie się ubrał, nawet nie patrząc co na siebie wkłada.
Pochwycił swój plecak, do którego na szybko wpakował jakieś książki i długopis. Otworzył na oścież okno i poczuł na twarzy podmuch wiatru.
- Pa tato! - zawołał i wszedł na parapet.
- Tak, pa Natsu... zaraz! Nie wychodź oknem! - zawołał zdezorientowany Igneel.
- Za późno staruszku! - zaśmiał się i wyskoczył przez okno lądując na chodniku. Popatrzył tylko na swojego ojca, który nagle znalazł się przy oknie w jego pokoju i posłał mu uśmiech. Po tym pognał szybko do szkoły nie chcąc się spóźnić na drugą lekcję. Mimo to i tak nie zdążył. Kiedy wbiegł do szkoły od kilku minut trwała biologia. Pobiegł szybko do swojej klasy i wparował do środka, jakby został wystrzelony z procy. Nauczycielka spojrzała na niego srogim wzrokiem.
- No ładnie. Żeby się tak spóźniać pierwszego dnia szkoły? Wstyd! - powiedział tonem osoby, która zawsze jest wszędzie punktualnie. Natsu podrapał się w tył głowy z głupkowatym uśmiechem, a nauczycielka z dezaprobatą pokazała mu wolne miejsce, w którym miał usiąść. - Do ławki! - szybkim krokiem podszedł do miejsca, które wskazywała pani z biologii i zrzucił z ramienia torbę, siadając. Spojrzał za siebie i zobaczył jakąś dziewczynę.
Miała długie blond włosy i zwykły mundurek szkolny. Wpatrywała się w pustą kartkę, obok której leżał długopis. Jej oczy wydawały się być smutne. 
Natsu z początku wpatrywał się w nią tylko. Jednak po chwili uśmiechnął się szeroko i powiedział.
- Cześć, jestem Natsu! A ty? - uniosła lekko głowę, a jej wzrok powędrował na jego twarz. Nie odpowiedziała. Wyraz jej oczu się zmienił. Nie chciała z nim rozmawiać. - Hej, coś się stało? - spytał. W jego głosie słychać było zmartwienie.
- Panie Dragneel! - głos nauczycielki sprawił, że przeszły go ciarki. Odwrócił się od razu w stronę tablicy, a wzrok Lucy znów powędrował na pustą kartkę. 
- Przepraszam... - jęknął różowowłosy. Ciągle go jednak zastanawiało kim jest ta dziewczyna. I czemu tak patrzy na tą zwykłą, białą, pustą kartkę.
I tylko ona wie co na niej jest. To jej wyobraźnia wyrysowuje na tej kartce historię, której nikt nie pozna...

~*~

Siedziała na krześle w gabinecie pedagoga szkolnego. Naprzeciwko niej siedział psycholog szkolny. Ściany były białe, jedyne rzeczy w pokoju to biurko, dwa krzesła, kilka ołówków, długopis i kartki porozwalane na blacie. Wzrok dziewczyny błądził po pustych ścianach, które gdzieniegdzie były lekko przybrudzone.
- Powiedz Lucy co czujesz. Musisz dać ujście swoim emocjom. - spojrzenie blondynki szybko przemknęło przez twarz starszej kobiety i pomknęło na okno, prze które wdzierały się promienie słońca. Milczała jak zawsze. Każdego dnia tygodnia siedziała tutaj i nic nie mówiła. Już dawno przestała mówić. - Musisz mi powiedzieć. Inaczej na zawsze będziesz się męczyć ze strachem i bólem w twoim sercu. Chcę ci pomóc. - wyciągnęła w jej stronę dłoń z nadzieją, że Lucy ulegnie w końcu i chwyci ją za rękę. Że przyjmie jej pomoc. Jej oczy bez wyrazu przeniosły się z okna na kobietę. Z jej twarzy na ramię, potem łokieć aż w końcu wpatrzyły się w ten jeden punkt. W dłoń. 
Kłamstwo!
- Nie mam ochoty o tym rozmawiać. - ton bez żadnego wyrazu. Jej głos delikatnie drżał. Jakby miała się rozpłakać. - Chciałabym już wrócić do domu. - dodała.
- Mówisz tak codziennie. Myszko, nie ucie...
- Nie mam ochoty o tym rozmawiać! - podniosła głos, przerywając kobiecie zanim ta zdążyła dokończyć. Ona tylko cicho westchnęła i pozwoliła jej wyjść z gabinetu. Lucy spokojnie opuściła owe pomieszczenie, ale kiedy tylko zniknęła z pola widzenia psychologa pognała do domu ze łzami w oczach. Biegła najszybciej jak mogła, aż w końcu dopadła drzwi wielkiej, starej kamienicy. Ledwie trafiła do dziurki od klucza przez trzęsącą się rękę. Mimo iż mieszkała na szóstym piętrze dotarła tam bardzo szybko. Oparła się o drzwi swojego mieszkania i powoli po nich zsunęła, a kiedy poczuła pod tyłkiem zimną, brukową posadzkę korytarza zacisnęła mocno dłonie na ramionach.
Szloch roznosił się głuchym echem po długim korytarzu. Miała wrażenie, że wszyscy sąsiedzi ją słyszą. Słysząc czyjeś kroki na schodach poderwała się z ziemi i otarła policzki. Twarz zasłoniła włosami i otworzyła drzwi mieszkania. 
Głuchy trzask kiedy drzwi zamknęły się za nią z hukiem.
I kolejny, kiedy jej torba została odrzucona w kąt przedpokoju. 
I jeszcze jeden gdy jej klucze przeleciały przez korytarz w jej mieszkaniu, uderzając na końcu w drzwi od łazienki i z brzdękiem upadając na ziemię. 
Głośny szloch.
- Suka myśli, że może mnie pouczać i prawić mi kazania! - jej dłonie przywarły do twarzy, a całe ciało zaczęło drżeć. Powoli ruszyła do kuchni. Otworzyła szafkę i wyjęła kilka ostrych noży. Ułożyła je od największego do najmniejszego. Pochwyciła w końcu najmniejszy z nich i podwinęła rękaw mundurku. Zanim się zorientowała na jej ręce widniały trzy głębokie rany, które mocno krwawiły. Odrzuciła nóż.
Przewróciła się na ziemię trzymając dłonią rany na przedramieniu.
Szloch.
I kolejny.
I jeszcze jeden.
- Przepraszam tato, mamo! - krzyk. A potem cisza. Leżała na zimnych kafelkach, po jej policzkach spływały łzy, spomiędzy palców wypływała krew tworząc przy przedramieniu szkarłatną plamę. 
I zamknęła na chwilę oczy. 
Chodź tak bardzo chciała nigdy się już nie obudzić.

~*~

Papieros w jego ustach drażnił go w gardło. Tak naprawdę nienawidził tego robić, ale to już nie jego wina. Czasem musi i tyle. Z kieszeni wystawało mu kilka woreczków z jakimiś proszkami i tabletkami. 
Narkotyki i dopalacze.
- Cholera, spóźnia się. Będę musiał mu skopać za to dupsko! - warknął do siebie. Po tym jednak obok niego pojawił się jakiś chłopak. Jego białe włosy odstawały mu na różne strony. Miał na sobie czarne dresy i bluzę tego samego koloru, a do tego jakieś stare, zdarte tenisówki. - No nareszcie! Ileż można iść? Mieszkasz kawałek stąd... - mruknął wkurzony.
- Dobra, dobra. Przecież już jestem. - machnął ręką, wkładając ręce do kieszeni dresów.
- Nie wkurwiaj mnie, Lyon. Bo skopie ci dupsko. Łażę tu co dwa dni, bo wiecznie chce ci się ćpać! Myślisz, że nie mam innych zajęć? Gdyby nie ty, siedziałbym teraz w domu i gapił się w telewizor! - pięści Gajeela zacisnęły się mocno na bluzie jego klienta. Ten, przez siłę czarnowłosego, prawie oderwał się stopami od ziemi. 
- No już. Wrzuć na luz, stary. Tu masz swoją kasę. - biełowłosy wyciąga z kieszeni dresów kilka banknotów stuzłotowych i podtyka je Gajeelowi pod nos. Ten go puszcza i chwyta swoje pieniądze, po czym z kieszeni swojej szarej bluzy wyciąga kilka paczek z narkotykami i dopalaczami. 
Klient odchodzi.
Gajeel przelicza pieniądze, które chwilę temu otrzymał. Kwota się zgadza. Chowa je do swoich, dość luźnych, rurek i wolnym krokiem odchodzi do domu. Wyrzuca już do końca wypalonego papierosa, a po tym do ust wkłada miętową gumę do żucia. Oby tylko jego matka nie wyczuła tytoniu. Inaczej znowu będzie jazda w domu. 
Wszedł do bardzo cichej dzielnicy.
Bardzo rzadko zdarzały się w tej okolicy jakieś bójki czy coś w tym stylu. Kawałek od tej dzielnicy znajduje się Akademia Magii, do której uczęszcza. Ma do niej bardzo blisko, ponieważ mieszka kilka przecznic dalej. 
Dotarł w końcu do celu. Mieszkał w małym domku jednorodzinnym, który stał na uboczu. Prowadziły do niego małe schodki w dół, bo był położony po tej części dzielnicy, gdzie domki stały położone o jeden poziom niżej niż reszta. 
- Wróciłem! - powiedział, wchodząc do domu. Odpowiedziała mu głucha cisza. Zobaczył tylko, jak z jego pokoju przez lekko uchylone drzwi wychodzi brązowy kot. Zostawił je zamknięte. No tak, pewnie mama, nim wyszła do pracy, była u niego w pokoju. 
Wszedł tam i zastał porządek. Sam nie sprzątał zbyt często, więc cotygodniowe porządki robiła jego mama. Łóżko było zaścielone, kurze stare ze wszystkich mebli, ciuchy, które nadawały się jeszcze do noszenia, a wcześniej były porozwalane po ziemi, poskładane były na łóżku, a te brudne zapewne wylądowały w koszu na brudy. Jego mama zmieniła jeszcze firanki. Okno było uchylone.
Uśmiechnął się lekko do siebie.

~*~

Siedział przy stole ze swoim tatą. Kosmyki jego różowych włosów opadały mu niesfornie na oczy przy gwałtowniejszych ruchach. 
- Natsu, nie jedz tak szybko. - powiedział spokojnie czerwonowłosy mężczyzna.
- Spoko, staruszku! - uśmiechnął się chłopak, kontynuując jedzenie.
- Jak tam w szkole po wakacjach? - zapytał jego ojciec.
- No cóż. Spóźniłem się na dwie lekcje, ale to już wiesz. - podrapał się po głowie, na chwilę przerywając jedzenie.
- Naprawdę Natsu, to szczyt lenistwa i tyle! - mężczyzna podparła jedną ręką czoło, kiwając głową z dezaprobatą. 
- No i podpadłem babce z biologii. Ale najbardziej interesuje mnie taka jedna dziewczyna... - mruknął trochę jakby do siebie.
- Hm? Dziewczyna? Nigdy nie mówiłeś o dziewczynach. - zdziwił się czerwonowłosy.
- Nigdy nie zwracałem na nią jakoś specjalnie uwagi. Ale jest jakaś dziwna, zamknięta w sobie. Zastanawiam się, czemu? - Natsu odłożył sztućce na talerz.
- Próbowałeś z nią rozmawiać? - dopytał jego tata.
- Pewnie! Właśnie dlatego podpadłem tej nauczycielce. Ale ona tylko na mnie patrzyła takim strasznym wzrokiem. - westchnął i poprawił ręką swoje różowe włosy.
- Nie zmuszaj jej do niczego. Oczywiście możesz być miły i spróbować jej jakoś pomóc, ale nie narzucaj się niepotrzebnie. - chłopak popatrzył na swojego ojca, zamyślony.
- Nie jestem głodny. Idę do siebie. - wstał od stołu i zostawił prawie pełny talerz, co raczej nie leżało w jego zwyczaju. Zamknął się w pokoju i walnął na łóżko. Blondynka pochłaniała całe jego myśli. 
Ona...
Kto to...?
Jak ma na imię...?
Czy kiedyś się dowie...?

~*~

No a więc... to byłoby na tyle. Pierwszy rozdział, oto jest!
Niebawem pojawią się wszyscy, którzy będą głównymi bohaterami oraz ci, którzy będą raczej postaciami pobocznymi, chwilowymi czy drugoplanowymi. I z każdym rozdziałem będzie więcej patologicznych historii ~! X''DDD 
Gajeel: Jesteś chora...
Oj, siedź cicho! Myślisz, że jesteś taki normalny? Sprzedajesz narkotyki ty, ty, ty... łobuzie!
Gajeel: O rany, ale mnie pojechałaś. Od łobuza! Co masz jeszcze w zanadrzu? Może niegrzecznego chłopca? *śmieje się głośno*
Zamknij się! >.<

2 komentarze:

  1. Bardzo fajny rozdział :D
    Lucy wydaję się taka chłodna...nawet fajna taka wersja XD
    Wiesz co...kocham opowiadania gdzie żyje Igneel :3 a Natsu jest taką pozytywną postaciom ^^
    A co do błędów, to tylko kilka zauważyłam, ale nie będę ci ich wypisywać :D
    Przesyłam dużo weny, czekam na kolejny rozdział i pozdrawiam ^-^

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak, ja również zauważyłam błędy przy czytaniu tego, a więc postaram się ich unikać :')
      I wiesz, opisując Lucy w takiej wersji musiałam się wcielić w nią samą i nadać jej nową osobowość co tak naprawdę nie było łatwe. Mimo wszystko udało mi się. Chodź efekt nie jest taki, jaki był w planach ;(
      Wena się przyda, oj bardzo x''DDD
      Ja także pozdrawiam ^^

      Usuń